Breyer Traditional – Brookside Pink Magnum nr 1482
Dziś konik z 2012 roku, ale od niedawna dostępny w Polsce:
To portret kuca Brookside Pink Magnum firmy Breyer o numerze 1482.
Żywy koń to ogier rasy walijskiej sekcji B. Więcej na jego temat można poczytać TUTAJ.
Macie czasem tak, że idziecie coś kupić, np. buty i oglądacie dziesiątki par i żadna Wam nie pasuje? A potem wchodzicie do jakiegoś sklepu i one tam stoją. I już z daleka wołają do Was: “To my jesteśmy TE JEDYNE – musisz nas kupić!” Już wiecie, że poszukiwania się skończyły.
Tak było z Pink Magnum – jak tylko zobaczyłam jego zdjęcie w necie, wiedziałam, że prędzej czy później trafi do mnie i będzie to właśnie ten model w tym malowaniu. Najśmieszniejsze jest to, że ja wprost nienawidzę różowego koloru w każdej postaci, a tym bardziej na koniu! Całe szczęście, że maść na żywo ma odcień lila oraz fioletowy – fiolet obecnie uwielbiam 😉 A poza tym, takiej mordce po prostu nie da się oprzeć!
Ogier jest malutki w porównaniu z innymi breyerami, które posiadam, w najwyższym punkcie ma około 15,5 cm. Również jego pudełko różni się od innych – jest oczywiście dużo mniejsze oraz otwierane od góry, a na wieczku ma sznurek, za który można je przenosić:
Konik wg mnie ma za szeroką pierś, jak patrzy się na niego od przodu. Natomiast jego głowa jest bardzo sympatyczna, z każdej strony prezentuje się pięknie.
Bardzo podoba mi się jego maść – deresz zrobiony jest z malutkich kropek w kilku kolorach wymieszanych ze sobą. Poprawiłabym jedynie malowanie grzywy w miejscu, gdzie końcówki grzywy stykają się z kłodą.
Na koniec pytanie: mieliście kiedyś coś takiego na swoich modelach? Górne zdjęcie jest wyretuszowane – gdy przyjechał wyglądał tak, jak na dolnej fotce:
Brookside Pink Magnum był bardzo mocno przytwierdzony do pudełka i zielona farba, z drzew będących w tle, przeniosła się na niego. Że nie byłam zachwycona, gdy to zobaczyłam, to za delikatnie powiedziane. Próbowałam zmyć to mydłem, ale nic to nie dało. Zmywacz do paznokci zmywa niestety oryginalną farbę breyera, więc nie odważyłam się nawet go dotknąć w tych miejscach. Myślałam o tym, żeby zdrapać delikatnie te plamy, ale bałam się, że tak mocno się trzymają, że zdrapię farbę do gołej masy. Pocieranie paznokciem nic nie dało. Postawiłam więc konia na półce, aż czegoś nie wymyślę…
Dziś go zdjęłam, by napisać posta i cóż widzą moje oczy? Plamki znikają! Naprawdę! Z kolana i z przedramienia zeszły całkowicie po potarciu paznokciem, a te z ramienia i brzucha też stały się mniej widoczne. Może ta farba się utlenia czy coś. Nie wiem, ale bardzo mnie to cieszy. Mam tylko nadzieję, że nie zniknie kolor z całego modelu 😉
Pozdrawiam gorąco w ten mroźny czas wiosenny!
Podziel się:
0 comments