Błyszczący Shire
Dziś chyba pierwszy nie-plastikowy ani nie-gumowy koń na moim blogu. (Tak, przewijał się tu już mały shire w uprzęży, ale nie miał własnego wpisu, więc się nie liczy… A no tak, był jeszcze metalowy Przewalsky). Dzisiejszego bohatera jakoś nie było kiedy zaprezentować a myślę, że na to zasługuje. Chociażby ze względu na swoją wielkość i ogólną „misiowatość”.
Oto mój błyszczący shire:
Nie wiem, z czego jest zrobiony. Na pewno jest to jakaś ceramika. Niestety nie ma też na sobie pieczątek ani innych oznaczeń.
Wałacha zakupiłam na targu staroci w Częstochowie parę lat temu i jak na niego patrzę, to ciągle wydaje mi się, że jest perszeronem – tylko te obfite szczotki trochę nie pasują 😉
Koń jest duży, w kłębie ma 19 cm. Przy Czesiu wygląda całkiem-całkiem – całkiem breyerowato i całkiem w skali 😉
„W uszach” są prawie tak samo wysocy, ale popatrzcie na kopyta 😀
Kiedyś myślałam nad ujednoliceniem swojej kolekcji i sprzedażą niefirmowych koni. Shire też znalazł się na liście „do sprzedaży”, ale jakoś nie udało mi się go wystawić na aukcji. Pewnie i tak nikt by go nie chciał, ponieważ nie jest w idealnym stanie. Ma klejone ucho, a na piersi wykruszony kawałek glazury(?). Nie ma dziury na wylot, tylko tak jakby brakuje wierzchniej warstwy.
Podziel się:
0 comments